365 dni temu przyszłam na ten świat.
Ze wspomnień rodziców: tego dnia była ładna pogoda. Ciepłe promienie słońca wpadały przez okno do szpitalnej sali, w której leżałam razem z mamą zaś na drzewach kołysały się kolorowe i złote liście.

Moim pierwszym gościem - oprócz taty - była prababcia, która przyniosła mamie do szpitala mnóstwo "nielegalnych" słodkości dla karmiących mam. Tata się oczywiście z tego cieszył, bo musiał zabrać przysmaki do domu i miał je do swojej dyspozycji :) Odwiedziła mnie również ciocia Justyna z wujkiem Krzysiem - to właśnie oni przynieśli mi mojego Prosiaczka, który od tamtej pory zawsze mi towarzyszy. Byli też inni goście, pierwsze fotografie - wszyscy się do mnie uśmiechali. Tata mówi że pamięta charakterystyczny zapach jesieni, który wisiał w powietrzu zaś mama pamięta smak anyżowej herbaty.
Dzień moich pierwszych urodzin był wyjątkowy. Mimo, iż przygotowania zakończyły się we wczesnych godzinach porannych, kiedy ja od dawna smacznie spałam, wszystko było świetnie zorganizowane. Salon był prześlicznie udekorowany, wszędzie wisiały baloniki i girlandy, a na podłodze były poukładane zabawki. Wszędzie były misie... Na stołach leżały kolorowe obrusy z Kubusiem Puchatkiem i jego przyjaciółmi, a na nich stały kolorowe talerzyki i kubeczki.
Tata rano pojechał do fryzjera i po tort, a mama jeszcze krzątała się po kuchni pilnując czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik.

Przyszło bardzo dużo gości, było głośno i wesoło. Wszyscy się do mnie uśmiechali i dawali mi prezenty. Poza dorosłymi, mogłam się bawić z koleżankami – Weroniką, Natalią i Patrycją. Atrakcją wieczoru był mój 3-metrowy przemarsz bez trzymania oraz koncert na flecie.
Po raz pierwszy też mogłam spróbować, jak smakuje TORT.
Na zdjęciu ja i babcia Ela oraz oczywiście....tort.
Komentarzy (0)