Dzień nie jak codzień
Kiedy Tosia biega w śniegu i szczeka na ulepionego przez dziadka bałwana, ja biegam po placu zabaw i pocę się w czapce, w temperaturze 11 stopni C. Irlandia to nie Polska, zdarza się zobaczyć na ulicy kogoś w szortach i koszulce o tej porze roku (i to wcale nie osobę uprawiającą jogging).
Dzisiaj pierwszy raz zabrałam Chrumka na plac zabaw. Było fajnie, a stało się jeszcze bardziej ciekawie, kiedy to poznałam nową koleżankę o imieniu Julia. Okazało się, że jest ona o 2 miesiące starsza ode mnie i lubi bawić się w berka, tak jak ja. Mam nadzieję, że spotkamy się ponownie i znowu pobawimy się razem.
Wieczorem zaś odwiedził nas dziadek Janusz. Ku zaskoczeniu zgromadzonych, z własnej inicjatywny rozpoczęłam „wieczór poetycki”. Opowiedziałam 3 wierszyki. Pierwszy o babie, która sadziła mak. Drugi opowiadał o owocach i fartuszku, zaś trzeci – utwór śpiewany – głosił dzieje Kaczki Dziewaczki. Mama i dziadek długo bili brawa!
Komentarzy (0)